Wywiad z Przemysławem Gintrowskim – 2011 rok
Dzisiaj naszym gościem jest pan Przemysław Gintrowski – muzyk, kompozytor, bard czasów podziemia i obecnie zaangażowany komentator życia publicznego, co wśród artystów jest cnotą rzadką, a cenną niesłychanie. Spotykamy się w szczególnym momencie, mianowicie 14 maja pan premier Donald Tusk podpisał Pakt dla Kultury z luminarzami swojego środowiska. Bądźmy szczerzy, powiedzmy od razu kto pod tym paktem się podpisał. Są takie nazwiska – obok premiera – jak Agnieszka Holland, Edwin Bendyk, Jacek Żakowski, Paweł Potoroczyn, a więc mieszanka urzędników państwowych i ludzi zaangażowanych we wspieranie władzy. Pakt ma służyć wzmocnieniu finansowania kultury, a zarazem zagwarantowaniu jej pluralizmu, jej obiektywizacji, a także tworzeniu nowych instytucji kultury.
Czy pan się z takiego obrotu sprawy cieszy? Czy panu ulżyło po prostu?
Szczerze mówiąc jest mi to obojętne, a to dlatego, że ja w to nie wierzę po prostu, bo gdyby rzeczywiście to było tak, że raptem ta część kultury, która jest finansowana z budżetu państwa dostała jakieś konkretne pieniądze to ja bym się cieszył. Nawet jeżeli mnie by to nie dotyczyło, ale generalnie uważam, że kulturę należy wspierać. Natomiast, jak sądzę, to co się stało parę dni temu, nie zostanie zrealizowane. To jest kolejna obietnica, wybory za pasem, więc znowu coś ludziom kultury trzeba obiecać. Tym bardziej, że ostatnio były jakieś kłopoty z ludźmi kultury, aż trzeba było się spotykać na śniadaniu, żeby sobie pewne rzeczy wyjaśnić. Także, moim zdaniem, z tego nic nie będzie.
Bierność opinii publicznej może wynikać z faktu, że w przestrzeni, którą nowocześnie nazywamy PR-em (Public Relations – przyp. red) rząd osiąga duże sukcesy. I chyba tylko w tej dziedzinie można powiedzieć, że jest aktywny.
Jest bardzo aktywny, jest aktywny w wymyślaniu kolejnych tematów zastępczych. Otóż, wróćmy do takiego tematu, który przewija się ostatnio, znaczy wojna Donalda Tuska z kibicami. Tu nie poszło o to, że raptem się rząd Tuska postanowił zająć się chuligańskimi wybrykami, na stadionach, których – jak pokazują statystyki – było coraz mniej. Spadały te statystyki. Natomiast, co się zmieniło w sferze kibicowania? Ano to, że na stadionach pojawiły się transparenty krytykujące rząd Donalda Tuska. I tutaj trzeba było – a tu powiem swoje zdanie – to znaczy, dla mnie, to co się stało na meczu Pucharu Polski (w piłce nożnej – przyp. red) było autentyczną prowokacją, niczym innym. Ostatnio padło to słynne hasło, o matole („Donald, matole!” – przyp. red), wczoraj jeden z blogerów nawet pozwolił sobie zażartować z tego. Ewaryst Fedorowicz (tutaj link do wpisu – przyp. red) napisał tekst, w którym zaproponował dwa nowe hasła. Jedno z nich brzmiało „Donald, aniele, twój rząd dokonał tak wiele” i drugie z tych haseł, które jest jeszcze bardziej „Donald, geniuszu, niech żyją środki przymusu”. Tutaj zaczyna się dziać coś dziwnego. W momencie kiedy poseł Niesiołowski opluwał prezydenta Kaczyńskiego, wszyscy mówili, sądy mówiły – O.K., można powiedzieć o prezydencie to, można powiedzieć to. Tutaj się okazuje, że kiedy kibice wyskandowali sobie mniej czy bardziej zabawne hasło to zostali ukarani grzywnami. Dzieje się coś dziwnego.
Pozwolę sobie zapytać o takie praktyki, jak np. wstrzymanie finansowania dla kołobrzeskiej Herbertiady. Wiemy, że pan jest związany z twórczością Zbigniewa Herberta w sposób niemalże immanentny. Czy pan słyszał o tym, że Herbertiada przestała być dofinansowywana z Ministerstwa Kultury, choć jest to pierwszy i, według mojej wiedzy, jedyny jak do tej pory, trwający nieprzerwanie od 1996 roku festiwal poświęcony twórczości Zbigniewa Herberta?
Herbert to salonu nie należał, prawda? Próbowano go zawłaszczyć, ale się nie udało. Ja nie jestem do końca przekonany, czy rządzący w naszym kraju chcieliby tę poezję zawłaszczać, gdyż ona jest dla nich bardzo niebezpieczna. Bo jeżeli się wczytamy w tę poezję, i będziemy próbowali zrozumieć o czym Herbert pisał, co chciał nam przekazać, to to się nijak nie ma do tego rządu. Tego się nie da pogodzić, to jest woda i ogień. Władza, która nie tyle nie przyjmuje krytyki żadnej i wręcz na krytykę reaguje histerycznie to jest niedobra władza. I ta władza jest zdolna do wszystkiego. I ja myślę, że jesienne wybory mogą się stać czymś bardzo dla nas niezrozumiałym. Po pierwsze, niepokoi mnie to, że władza pragnie iżby te wybory odbyły się ze złamaniem konstytucji podczas dwóch dni, co jest ewidentnym złamaniem konstytucji, gdyż konstytucja jasno stanowi, że ma być to dzień wolny od pracy, a nie dni wolne od pracy. Ale zawsze znajdzie się profesor jakiś, prawda, konstytucjonalista, który nam wykaże, że dzień wolny od pracy to jest to samo, co dni wolne o pracy. Więc ja bardzo się boję o te wybory, bo boję się, że taka władza, o której mówimy w tej chwili, która nie znosi krytyki i histerycznie reaguje na tę krytykę może posunąć się do tego, że te wybory sfałszują. A wtedy mielibyśmy już pełną Białoruś.
To bardzo poważne zarzuty. Czy widzi pan jakieś sposoby czy możliwości przeciwdziałania takiemu rozwojowi wydarzeń?
Ja myślę, że potrzebni są obserwatorzy, którzy nadzorowaliby przebieg tych wyborów. Mnie się wydaje, że Donald Tusk gra o wszystko. Musi sobie zdawać sprawę z tego, że jak odda władzę to jego losy mogą potoczyć się niefajnie. Tak mi się wydaje.
Myśli pan o katastrofie smoleńskiej i o praktyce władzy wewnętrznej w Polsce?
Tak jest. Głównie myślę o katastrofie smoleńskiej, bo wyjaśniliśmy sobie już, że to co zrobiła władza to się w głowie nie mieści. To się mnie, Polakowi, któremu, gdzie w Smoleńsku ginie elita naszego narodu, oddaje się śledztwo w jakieś inne ręce, co chwilę się manipuluje tym strasznie. Przypomnijmy sobie jakie były manipulacje, jakie wrzutki były, jakie bzdury już takie wrzucano, że obrażano mundur Polski. Tego po prostu robić nie wolno.
Czuje się pan upokorzony przez własną władzę?
Dokładnie tak, ja się czuję upokorzony przez własną władzę, przez wszystkich tych, którzy pluli na generała Borasika. Ja naprawdę tego nie rozumiem. Powiem więcej, nawet w czasach PRL-u było tak, że nienawidziliśmy ZOMO, ale do munduru Wojska Polskiego mieliśmy jednak szacunek. To ładnie powiedział wczoraj bloger Rolex w rozmowie z dyrektorem Janke, że wojskowi to są ci, którzy jakby – nie daj Boże – doszło do najgorszego, to oni za nas będą nadstawiali swoje plecy. I dlatego należy się im szacunek z tego powodu.
Nad czym pan teraz pracuje, czego możemy oczekiwać w tak trudnych czasach? Pan słynął z tego, że jest pan zawsze zaangażowany w życie publiczne i, że jest pan precyzyjnym i bezlitosnym jego komentatorem.
W tej chwili to akurat jakieś filmowe mam sprawy na głowie, ale tak sobie myślę, że po raz kolejny wezmę się za Herberta, jak tylko znajdę na to czas. A ponadto będę odkurzał swoje stare piosenki, czy nasze stare piosenki, jeszcze z Jackiem Kaczmarskim. Ja z przerażeniem sobie któregoś dnia kilka takich piosenek przesłuchałem i z przerażeniem odkryłem, że one stały się znowu aktualne. Jak w pewnym momencie ich trafność spadła, tak w tej chwili znowu stały się piosenkami aktualnymi. Może na koncertach będę kilka piosenek starszych, zacznę śpiewać znowu.
Życzę powodzenia i mam nadzieję, że wnet usłyszymy nowy repertuar klasyków, w tym Zbigniewa Herberta.