Jak Czesi zmieniali granice Polski
Jedynym powodem, dla którego lwia część obecnej polsko-czeskiej granicy ma przebieg taki, jaki ma, jest fakt, że w XVIII-wiecznych wojnach śląskich Prusacy pobili Austriaków i podyktowali, które tereny po której stronie mają się znaleźć.
Polska i Czechosłowacja odziedziczyły tę granicę po obu mocarstwach. I o ile Polska pojawiwszy się w regionie po prostu wzięła, co było, to Czesi uparcie domagali się jej rewizji. Również po 1945 roku.
Żeby jednak mieć pełny obraz polsko-czeskiego wyścigu o pogranicze tereny po 1945 roku, wróćmy na chwilę w czasy przedwojenne.
Jak było przed wojną?
Po I wojnie światowej granica prusko-austriacka stała się granicą Czechosłowacji i należącego do Niemiec Dolnego Śląska. Zaraz po ogłoszeniu niepodległości Czechosłowacja domagała się rewizji traktatów kończących wojny śląskie i wprowadzenia korzystnych dla siebie zmian granicznych.
Wydawałoby się, że domaganie się ustępstw terytorialnych od Niemiec jest być może brawurowym, ale średnio rozsądnym pomysłem, szczególnie, jeśli jest się średniej wielkości państwem środkowoeuropejskim ze stereotypowo niewielkim zapałem społecznym do wojaczki. Ale jesienią roku 1918 Berlin był słaby jak nigdy. Poobijani klęską w wojnie światowej i rozpaczliwie próbujący ogarnąć rozpełzającą im się po kraju rewolucję, Niemcy solidnie się Czechosłowacji przestraszyli i ściągnęli do obrony śląskich granic jednostkę aż z Finlandii. Lokalne rady żołnierskie przestały na chwilę zajmować się montowaniem socjalizmu i do spółki ze strażą graniczną zorganizowały mobilizację.
Jak wyglądała czeska wizja zrewidowanych granic?
Jak pisze na oficjalnych stronach Głuchołaz dr. Paweł Szymkowicz, znawca historii regionu, „piątego lutego 1919 r. na rozpoczętej w Wersalu Konferencji Pokojowej, Czesi przedstawili swoje warianty zmian granicznych.
Wariant minimalny zakładał przyłączenie do Republiki pasa przygranicznego o szerokości 5 km, obejmującego Głuchołazy (Czechom zależało szczególnie na węźle kolejowym w Głuchołazach: była to w owych czasach jedyna linia kolejowa, którą można było transportować ostrawski węgiel do Pragi).
Wariant maksymalny zaś odcięcie Kotliny Kłodzkiej wzdłuż Gór Sowich i Bardzkich.
Dodatkowo jeszcze domagano się w tym wariancie Głuchołaz i obszarów górnośląskich w okolicach Głubczyc i Raciborza. Trzy tygodnie później swoje koncepcje terytorialne przedstawiła strona polska, której roszczenia terytorialne kończyły się około 25 km na wschód od Głuchołaz”.
W międzywojniu nic jednak Czechom z rewizjonizmu nie wyszło. A Niemcy szybko okrzepły i już po kilkunastu latach, jak pamiętamy, sytuacja radykalnie się odwróciła.
„Czemu tylko Polska ma skorzystać na klęsce Niemiec?”
Po 1945 roku jednak, gdy Śląsk zajęła Polska i niemieckie słupy graniczne zaczęto przemalowywać na biało-czerwono, Czesi uaktywnili się znowu.
– Jeśli Niemcy tak czy owak mają stracić swoje wschodnie tereny – postawili się Czesi – to dlaczego miałaby na tym skorzystać wyłącznie Polska? Czechosłowacja także dość się nacierpiała w II wojnie światowej, tak samo jak Polska poniosła straty terytorialne na wschodzie. Należącą do międzywojennej Czechosłowacji Ruś Karpacką włączono przecież po II wojnie światowej do Ukraińskiej SRR, tak więc rekompensata byłaby całkiem na miejscu.
– Rozmiar czeskich żądań zależał od tego, kto je stawiał – mówi „AHISTORII” dr Szymkowicz. – Strona rządowa domagała się części powiatów raciborskiego i głubczyckiego, Głuchołaz, rzecznego portu w Koźlu w związku z planowaną budową kanału Odra-Dunaj oraz Ziemi Kłodzkiej.
Jednak niektóre organizacje, takie jak „Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Kłodzkiej” (Svaz přátel Kladska) chciały o wiele więcej: domagano się przyłączenia do Republiki całego Śląska z jego stolicą – Wrocławiem jako historycznej części Korony Św. Wacława.
Dr. Szymkowiczw artykule „Hornoslezský komitét 1946-1947 – kierunki działania” na stronie „www.glucholazy.info” pisze:
„15 lutego 1946 r. Komitét pro Horní Slezsko, skierował list do wszystkich ministerstw w sprawie przyłączenia części Górnego Śląska do Czechosłowacji. Żądano tam „położenia końca nieporządkowi i bezprawiu pod jakim żyją podczas polskiej okupacji”.
Podkreślano, że czeska ludność na Górnym Śląsku nie posiada własnych szkół, nie może uczestniczyć w nabożeństwach odprawianych w języku czeskim, swego ojczystego języka nie może także używać w urzędach.
Tamtejsi czescy Górnoślązacy nie mogą się doczekać czasu, kiedy w plebiscycie będą mogli opowiedzieć się za Czechosłowacją przeciwko Polsce i że z niecierpliwością oczekują przybycia armii czechosłowackiej. Granicę roszczeń terytorialnych dla Hornoslezskeho komitétu miała w myśl tego memorandum stanowić na północy magistrala kolejowa Koźle – Prudnik – Nysa – Kamieniec Ząbkowicki – Wałbrzych – Jelenia Góra i dalej do Nysy Łużyckiej.
Na wschodzie natomiast granicę wytyczała także linia kolejowa Koźle – Nędza – Niedobczyce – Wodzisław – Bohumin. Dodawano do tego jeszcze 20 – kilometrowy pas przedpola przy obu magistralach oraz niezmienność granicy na Śląsku Cieszyńskim”.
O kwestiach etnicznych po wypędzeniu Niemców i zgermanizowanych Ślązaków, którzy dominowali na tych terenach trudno było mówić. Można było koncentrować się na roszczeniach historycznych, czy korzyściach ekonomicznych bądź geopolitycznych płynących z przynależności danych terytoriów do konkretnego państwa.
W gruncie rzeczy więc roszczenia czeskiej strony rządowej mogły wydawać się całkiem rozsądne, a i sami Polacy nie mieli specjalnego powodu upierać się, by granica na tych terenach, których historyczne związki z państwem polskim ledwie przecież istniały, koniecznie pokrywała się z linią wytyczoną podczas śląskich wojen toczonych 200 lat wcześniej. Tym bardziej, że całkiem niedaleko leżał region na którym Polsce zależało jak najbardziej, i o który można było pograć.
Polacy chcieli bowiem wymienić region Głuchołaz, część raciboszczyzny, rejonu Głubczyc i część Ziemi Kłodzkiej za Zaolzie.
Konflikt o Zaolzie
Z Zaolziem sprawa była stosunkowo świeża i piekąca. W 1919 roku, gdy narastał polsko-bolszewicki konflikt, nasi południowi sąsiedzi wykorzystali słabość kształtującej się dopiero Polski i po krótkiej, ale momentami okrutnej wojnie zajęli część Śląska Cieszyńskiego.
To nie koniec: w1920 roku, podczas bolszewickiego pochodu na Warszawę, na konferencji w Spa szef czeskiego MSZ Edward Benesz dociągnął sprawę do końca i doprowadził do zaakceptowania korzystnego dla Czechów podziału Śląska Cieszyńskiego przez przypartych do muru Polaków.
Zaakceptowania warunkowego, bo warunkiem była zgoda Czechosłowacji na przepuszczenie przez swoje terytorium transportów broni dla walczącej Polski. Czesi transportów nie przepuścili i w ten sposób ukonstytuowała się tradycja wzajemnego wbijania sobie noża w plecy, którą Polacy podtrzymali w 1938 roku, gdy Rydz-Śmigły wprowadził polskie wojska z powrotem na Zaolzie, tyle tylko, że w wyjątkowo paskudnym momencie historycznym i w wyjątkowo paskudnym towarzystwie.
Na początku 1945 roku Polacy zaczęli – jak gdyby nigdy nic – organizować administrację na zajętych w 1938 roku terenach Zaolzia. Czesi protestowali.
W tekście „Tajemnica 1945 roku” (Polityka – nr 37 (2418) z dnia 2003-09-13; s. 68-69) historyk Andrzej Garlicki pisze:
„Bezpośrednio po zakończeniu wojny władze polskie przygotowywały ponowne zajęcie Zaolzia, które powróciło do Czechosłowacji. Marcin Zaremba opublikował w „Polityce” (nr 34/1997) rozkaz naczelnego dowódcy WP marszałka Polski Michała Żymierskiego z 16 czerwca 1945 r. w tej sprawie. Nic z tego nie wyszło, bo Stalin tolerował te przygotowania jedynie jako formę nacisku na prezydenta Benesza w sprawie zaakceptowania przezeń włączenia Rusi Zakarpackiej do ZSRR. W najgłębszej tajemnicy prowadzono jednak nadal działania. W lipcu 1945 r. utworzony został tzw. Sztab Zaolziański”.
LINK: Ciekawy tekst Stanisława Mrowczyka, członka utajnionej grupy wojskowej mającej nadzorować sytuację granicy polsko-czechosłowackiej i przygotować grunt pod powtórne zbrojne zajęcie Zaolzia.
W artykule „Skrawek ziemi” (Polityka – nr 39 (2160) z dnia 1998-09-26; s. 84-87) Andrzej Garlicki pisze:
„Aneksja Zaolzia w czasie kryzysu monachijskiego przesądziła o późniejszych losach tego terytorium. Gdy kształtowano granice po II wojnie światowej, mowy być nie mogło o decyzjach innych niż powrót Zaolzia do Czechosłowacji. Wprawdzie 16 czerwca 1945 r. Naczelny Dowódca WP marszałek Żymierski wydał rozkaz operacyjny nr 00336 przygotowujący wkroczenie na Zaolzie, ale szybko został przywołany do porządku”.
ZSRR nakazał Polakom wycofać się za linię graniczną sprzed 1938 roku. Z pomysłu wymiany Zaolzia na Ziemię Kłodzką także nic nie wyszło: Czesi odmówili jakichkolwiek negocjacji, twardo – notabene – obstając przy swoich roszczeniach.
Nerwowe pogranicze: czeski pociąg pancerny i ultimatum
A Czechom naprawdę na regionie Kłodzka zależało. Przypomnijmy bowiem – jedynym powodem, dla którego Ziemia Kłodzka należy obecnie do Polski jest fakt, że w I wojnie śląskiej (1740-1742) zdobyta ona została (wraz z prawie całym Śląskiem) przez Prusy na Austriakach. Po 1945 roku Polacy weszli po prostu w dawno wytyczone granice.
Tyle tylko, że Ziemia Kłodzka nigdy nie była częścią Śląska. Przyjrzyjmy się mapie: wygląda na niej jak barbakan: skrawek terytorium wypuszczony strategicznie w obce państwo. Był to jeden z głównych powodów, dla którego przyszyta została przez Prusaków do Dolnego Śląska.
Czesi nie bez racji uważają Ziemię Kłodzką za część ich historycznego dziedzictwa i po II wojnie światowej liczyli na rewizję niesprawiedliwej – według nich – dawnej prusko-austriackiej granicy.
W czerwcu 1945 roku Czesi żyjący na Ziemi Kłodzkiej wystosowali prośbę do rządu w Pradze o obsadzenie rejonu czechosłowackimi wojskami.
Czesi wysłali na ręce polskiego Rządu Tymczasowego notę, w której oficjalnie domagali się uczestnictwa w dzieleniu terytorialnych łupów po pokonanych Niemcach.
W kierunku Raciborza wymaszerowała czechosłowacka armia, a w kierunku Kłodzka ruszył czechosłowacki pociąg pancerny. Wojsko co prawda szybko się zatrzymało i równie szybko wróciło do domu, pociąg pancerny także zniknął podobnie szybko, jak się pojawił, ale napięta atmosfera została.
W całym tym chaosie zdezorientowani Rosjanie popierali raz jedną, raz drugą stronę, a Polacy i Czesi wzajemnie robili sobie świństwa. Czesi zamykali polskie szkoły na Zaolziu, Polacy wysiedlali Czechów z Ziemi Kłodzkiej i wstrzymywali dostawy węgla do Czechosłowacji.
Roiło się także od incydentów granicznych.
W zamieszczonym na stronach „Newsweek.pl” artykule „Granica nieprzyjaźni” przeczytać można, że 10 czerwca 1945 roku czeskie wojska przekroczyły granicę w okolicach Bohumina i weszły do leżących po polskiej stronie Chałupek.
„Żołnierze obsadzili miejscową stację kolejową, a znajdującym się w mieście Polakom dali dwie godziny na spakowanie się, po czym odstawili ich za Odrę.”
To właśnie wtedy wściekły Rola-Żymierski miał dać Czechom ultimatum: albo wycofają wojska, albo Polacy zajmą Zaolzie.
„Zaszły takie wypadki, że wojska czeskie…”
W artykule „Przebieg śląsko-morawskiej granicy na przestrzeni wieków” dr Norbert Mika przywołuje sprawozdanie Komitetu Powiadowego PPR z 22 czerwca 1945 r, w którym mowa jest, że „zaszły takie wypadki, że wojska czeskie zajęły kilka miejscowości w powiecie raciborskim, a nawet dotarły na odległość 5 kilometrów od Raciborza”.
Dr Mika cytuje także sprawozdanie propagandzisty PPR w Raciborzu, w którym ów propagandzista skarży się, że „w miejscowości Chałupki zjawił się agent czeski wymagając podpisów o przyłączeniu powiatu raciborskiego do Czech. Obiecywał ludziom […] kartki żywnościowe, dobre posady i odszkodowania szkód wojennych. Ludziom nieprzychylnym groził, że kiedy Czechy wkroczą, wysiedleniem i skonfiskowaniem ich posiadłości […] (składnia oryg.). Stwierdziliśmy 127 osób, którzy podpisali narzecz Czechosłowacji […]. W Pietrowicach Wielkich ludność jest wrogo nastawiona do spraw polskich, przy odśpiewaniu pieśni „Boże coś Polskę” ludność opuszczała kościół. Weryfikacji nie chcą podpisać, twierdząc, że będzie to teren czeski albo niemiecki, ale nigdy polski”.
Jak się skończyło?
W cytowanym już artykule „Granica nieprzyjaźni” czytamy:
„W styczniu 1946 roku w Pradze spotkali się w tej sprawie polski poseł Stefan Wierbłowski i czechosłowacki minister spraw zagranicznych Jan Masaryk. Ich rozmowa zakończyła się dziką awanturą. Wierbłowski oświadczył:
– Kłodzko kolonizujemy i będziemy je kolonizować; tych kilku Czechów, którzy tam mieszkają, nie przeszkodzi nam.
Na to Masaryk – jak sam odnotował w sprawozdaniu – obrzucił rozmówcę niecenzuralnymi wyzwiskami, a polski dyplomata nie pozostał mu dłużny. Mimo to wysiedlenia wstrzymano, a negocjacje rządów trwały nadal, choć skłócone kraje nieustannie starały się zdobyć przychylność Kremla dla swoich racji”.
ZSRR jednak nie miał zamiaru pozwolić na to, by dwa kraje, które miały pozostawać w sferze Pax Sovietica na poważnie starły się ze sobą z powodu pogranicznych swarów.
10 marca 1947 Moskwa doprowadziła do podpisania „układu o przyjaźni” między Polską a Czechosłowacją, który był niczym innym, niż porozstawianiem zwaśnionych krajów po kątach, bo żadnych granicznych kwestii w nim nie rozwiązano.
Dopiero 13 czerwca 1958 roku podpisano porozumienie, w którym oba państwa uregulowały przebieg granic.
Do porozumienia dodano zapis o korekcie granicy, w wyniku której Polska oddała Czechosłowacji m. in. osadę Tkacze, która obecnie – jako Mytiny – funkcjonuje jako dzielnica Harrachova.
Ale zmiany polskich granic po 1945 roku to temat na zupełne inny artykuł.
Źródło: ahistoria.pl